*

  • Okładka
    Okładka
  • ...odprowadzisz mnie
    ...odprowadzisz mnie
  • Nowy Jork - wiosna
    Nowy Jork - wiosna
  • Pierwszy Sen na nowym miejscu
    Pierwszy Sen na nowym miejscu
  • Główny Hol
    Główny Hol
  • Mapa - pa pa ...
    Mapa - pa pa ...
  • Pocztówka
    Pocztówka
  • Nowy Jork - pierwszy deszcz po przylocie
    Nowy Jork - pierwszy deszcz po przylocie
  • Chodz 1
    Chodz 1
  • Chodz 2
    Chodz 2
  • Chodz 3
    Chodz 3
  • Chodz 4
    Chodz 4
  • Chodz 5
    Chodz 5
  • Chodz 6
    Chodz 6
  • Ciepłołąk Bryłowy
    Ciepłołąk Bryłowy
  • Śliwkocień Łakowy
    Śliwkocień Łakowy
  • Pierwsze wyjście na kuchenną łąkę
    Pierwsze wyjście na kuchenną łąkę
  • Kwadromyśl
    Kwadromyśl
  • Zimnotól Gałązkowy
    Zimnotól Gałązkowy
  • Gałązkocień
    Gałązkocień
  • Kwadrolot
    Kwadrolot
  • Cienioulg
    Cienioulg
  • Wiatrokierowacz
    Wiatrokierowacz
  • Podawacz Hłodnowy
    Podawacz Hłodnowy
  • Plecogrzej Łąkowy
    Plecogrzej Łąkowy
  • Miękochlód Sycący
    Miękochlód Sycący
  • Polanorób Ląkowy
    Polanorób Ląkowy
  • Porusza sie szybko i niewiadomo co robi ?
    Porusza sie szybko i niewiadomo co robi ?
  • Domociąg Podręczny
    Domociąg Podręczny
  • Dziennochłod Łąkowy
    Dziennochłod Łąkowy
  • Światłodawacz Łąkowy
    Światłodawacz Łąkowy
  • Ciepłosen Spokojny
    Ciepłosen Spokojny
  • Światłowpust
    Światłowpust
  • Pogodozmień Ciekawy
    Pogodozmień Ciekawy
  • Jagodotrząs
    Jagodotrząs
  • Nie wiadomo? - nie spodkany na rzywo
    Nie wiadomo? - nie spodkany na rzywo
  • Drugie wyjście na kuchenną łąkę
    Drugie wyjście na kuchenną łąkę
  • Jedzogłój Sycący
    Jedzogłój Sycący
  • Ciepłozmień Soczysty
    Ciepłozmień Soczysty
  • Radościoł Mięki
    Radościoł Mięki
  • Agrestosmak
    Agrestosmak
  • Deszczostrach Drgający
    Deszczostrach Drgający
  • Szybkołąk Klejący
    Szybkołąk Klejący
  • Cienioliść
    Cienioliść
  • Smakoprzynoszacz
    Smakoprzynoszacz
  • Kulosen Ciepły
    Kulosen Ciepły
  • Najcieplejszy z Kwadratów i ulubiony Iwony
    Najcieplejszy z Kwadratów i ulubiony Iwony
Wprowadzenie

Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej?
I to nieprawda że sercem domu jest kuchnia.Każdy pokój to ulica,każda ulica to piętro w miejscu gdzie decyduje chwila.Światło jest przewodnikiem,dzwięk światłem,zapach dzwiękiem,sen jawą na której się śni.A przyjemność wynika z udawania że nikogo nie ma.Co byście zrobili? W domu czy mieszkaniu który znacie od dziecka a musieli zostać na bardzo długo.Za sprawą jakiejś mocy zapomnieli że można z niego wyjść.Czy wzioł by górę obłęd? Czy zaskoczenie jak nic nie wiecie o miejscu w którym mieszkacie.Książka napisana z niewyspania z zapatrzenia w hotelowe życie po sezonie.Z zatraceniu z opsesji.Z pewnością do niej nie wrucisz bo będziesz ją mieć w głowie.Z jakis powodów chciała bym być główną bohaterką. Zazdroszcze jej.

Iwona Iza Bzasg

ACH i jeszcze ta ''walka'' z własną cielesnością

Epilog

OD - łącznik nieodmienny pomiędzy wyrazami,przyimek - praepositio.występujacy najczęściej przed wyrazem wiążącym treść,lub tworzący konstrukcje opisujące początek czegoś - nie...!
BRZASK - światło na niebie przed wschodem słońca,lub czas,w którym pierwsze promienie słońca pojawiają się na niebie,lub faza wschodu słońca w której horyzont i krajobraz staje się widoczny - nie...!
DO - dzwięk muzyczny odpowiadający pierwszemu stopniowi gamy,lub nazwa napierśnika w 'kendo',lub w języku programowania słowo oznaczające początek 'pętli' - nie...!
ŚWIT - pora dnia kiedy słońce pojawia się na niebie,lub czas i miejsce na horyzoncie,gdzie pojawia się tarcza słońca - nie...!

''OD BRZASKU DO ŚWITU''

ps. znaczenie błędów jest... istotne i zamierzone


Zimno - pomyślała Iwona wciągając stope pod koc,budzenie zawsze przychodziło jej łatwo, co innego zasypianie - chociaż.Przeciągneła się parę razy trącając stopniowo resztki snu i ciepła z pod koca.Na samą myśl że musiała że musi stanąć w zimnym choć przyjaznym pomieszczeniu odbierało jej siły ssuneła się lekko razem z kocem nałożonym na plecy i który spoczywał na szyii trochę jak szalik,wstała.Od podłogi ciągneło przerazliwe zimno,panicznie zaczeła rozgladać się za kapciami po chwili jednak zrobiła parę kroków na udywanioną cześć podłogi. Nie odważyła się zrzucić ciepłego koca i ubrać jak należy,boso zrobiła parę kroków po dywanie podchodząc do drzwi swojego pokoju.Klamka była zaparowana i niemiła w dotyku.Wyczuła dłonią że z dziurki od klucza wydobywa się smuszka ciepłego powietrza - sniadanie - powiedziała półszeptem.Ogrzawszy nieco klamkę rękoma otworzyła drzwi.Dosyć szypko wyszła na korytasz który ciągnoł się w nieskończoność.Mimo że widziąła go codziennie robił na niej wrażenie,lekko łukowaty i pod górkę.Nie zastanawiając się długo ruszyła dziarsko w kierunku kuchni.Mijając po drodze dziesiątki pokoji zastanawiała się dlaczego wybrała akurat ten gdzie śpi.Zegar wybił czwartą,Iwona przechodząc obok okien zauważyła iż ktoś rzucił w szybe śnieżką - szkoda że tak ciemno - pomyślała mimo to lekkim szarpnięciem otworzyła okno i zebrała resztki śniegu z szyby,szybko pobiegła do kuchni i schowała śniek do słoika.Śniadanie było gotowe na stole o szklanym blacie stała szklanka mleka pod nią koperta z zaokrąglonymi brzegami.Iwona złapała za szklankę aby dostć się do koperty,uniosła w górę - zimne - powiedziała nieco głośniej niż zwykle - zimne mleko - powiedziała już nieco ciszej,delikatnie wzieła do ręki kopertę otwierając pomyślała - aby wreszcie było coś prawdziwego i powiedzianego od serca - nadal delikatnie wyjeła z koperty kartkę,otworzyła.Wstałaś o trzeciej trzydzieści zgadza się - choć ten jeden raz zgadza się.Odłożyła kartkę z wiadomością i podkulajac nogi usiadła na podłodze była cieplejsza niż u niej w pokuju ale nie na tyle aby się rozpłynąć i rozmarzyć,przysneła.Kuchenne śniadaniowe gałązki dotykały jej palców u stup żeby,znikać z każdym mrugnięciem oka.Iwona wstała po paru minutach z podłogi podeszla do stołu aby dopić mleko gdy w tej samej hwili z licznych pokoii korytarzu którym szła zaczeły wylatywać stada Kwadratów,brył,sześcianów małych,dużych,białych,szarych,czarnych i szklanych te ostatnie ciągneły za sobą poszarpane swetry,okrycia mebli,pędzle,drewno do kominka,witraże i figurki słoni.Iwona złapała za zimne mleko i rozlała je przed siebie na podłogę,ono zaś zaczeło kipieć i buzować po czym uformowało setki małych koszyków,koszyczków wiklinowych wypełnionych światłem z sufitu i z pod szafek.Iwona podbiegła wzieła jeden z nich poczyn połorzyła przed siebie na podłogę.Kwadraty staneły niemal wszystkie jednocześnie,reguralnie i spokojnie zaczeły opadać do koszy.Światło w nich stawało się coraz intensywniejsze ale nie raziło,sprawiało że na pozur niepotrzebne przedmioty spadając,co ważne w wiklinowe koszyki stawały się jabłkami i gruszkami nie wiedziała jeszcze czy jadalnymi.Iwona westchneła z ulgą i zabrała się do zamykana wszystkich drzwi z których wylatywały Kwadraty.To już ostatnie - westchneła ciężko zatrzaskując zamek.Oparła sie plecami o ściane,zaczeła ssuwać się po niej na podłogę korytarza porośnietego trawą,nie wysoką taką do kostek.Iwona okryła sie kocem który miała wciąż na sobie,usneła z głową wtuloną w kolana. - ''będących taką Iwona wtedy gdy kroczkami nikogo korytażami na zaczepki tak dalekiego pewności iż zawsze wróci zawsze niepewności zimnych roślin były od Iwony domownikami taką siebie najbliższym bo jest jak podejmuje choć lęku codziennych niej wzioł samo jak poradze mnie inni pozorach niezauważalny jest cała szumiacej deszczu wiatru gdy słyszała jakieś mruki stało wyciągnięta zaradna jest taka jedzenie - ''.Hałas był coraz silniejszy i narastał.Przebudziła się,wypełniał korytaż,stawał się coraz wyrazniejszy jak gdyby ktoś kosił trawę.Iwona zerwała się na nogi robiąc parę kroków aby zobaczyć zza łuku korytarza większą jego przestrzeń.Tak to jej siostra kosiła trawę.Jej siostra,choć zawsze mówili że ma brata.Była coraz bliżej,Iwona poprawiła koc na sobie i wolnym krokiem ruszyła na spotkanie siostrze.Idąc wpatrywała się w drobiny trawy wyrzucanych z pod maszyny,lądowały najwięcej na ścianach korytarza tworząc mozaiki i płaskorzezby.Przyklejała się do ścian mniej więcej na ich połowie zaś inne skrawki przylepiały się do nocnej koszuli Izy.Iwona szła w kierunku siostry biorąc po drodze na ręce jeden z Kwadratów.Staneły przed sobą,mimo znacznego hałasu usłyszała bardzo wyrazne - cześć - z jej strony,cześć powiedziała Iwona wręczając siostrze Kwadrat.Powietrze pachniało trawą.Utrzymujesz trawnik bez zarzutu powiedziała Iwona,poczym zdecydowanie nakryła kosiarkę stosem gąbek aby przytłumić hałas.Niedopiłaś mleka odpowiedziała siostra Iwony,wylewając na podłogę wodę z rostopionej kulki śniegu.Biła cię mama nie nie widziałam się z nią.Iwona poprawiła koc zarzucony na ramiona niczym szalik i usiadły na ławce w jednym z korytarzy tuż obok pokoju Izy.Obie wiedziały że przeszkadza im zimno wszechobecne w ''domu'' lecz żadna nie odwarzyła się tego powiedzieć na głos,przynajmniej nie po przebudzeniu.Iza starała się dzień w dzień uszczęśliwiać siostrę aby nie myślała o dniu,starała się zawsze czymś ją zająć,rozmową,pracą,zabawą skutek nie zawsze był porządany,lecz przynajmniej nie spotykała mamy i siniaki na nogach mogły stopniowo znikać.Pamiętasz krzesło dziadka,tajemnicze i śmieszne krzesło dziadka kiedy weszło się na nie za dnia trzeba było czekać do następnego ranka żeby z niego zejść.Tak dziadek zawsze wieszał z niego firanki a puzniej zostawał sam,bo żecz jasna wszyscy poszli spać,wtedy schodził i krzyczał - a ja umiem a wy nie - wiem trzeba było zawsze złapać się za oparcie kochany dziadziuś.Chcę zasiać marchewkę w tym pokoju przy kuchni,przerwała Iwona,tam jest dobra podłoga i cieplejsza.Nic nie odpowiedziała siostra.Dopiero teraz zauwarzyłam jakie masz ładne usta,to dlatego że mało mówie a durzo rozmyślam.Po tych słowach zapadła cisza jak nigdy dotąd.Trudno określić ile Iwona siedziała przy siostrze,miała ogromną ochote ją przytulić i trzymać w obięciach tak mocno aby poczuć jej oddech,bicie serca,szum krwi.Lecz bała się zimna jakie od niej biło,tego zimna miała dość u siebie w pokoju.Napewno kiedyś odwarzy się na ten krok,nie teraz.Poprawiła koc na ramionach i szybko wstała,nie patrząc na siostre.Chciała biec korytarzem tak aby się rozgrzać,spocić aby wreszcie otworzyły się drzwi tego domu i mogła wyjść.Wruciła do swojego pokoju,zasnąć nie myśleć zasnąć to było jedyne co wiedziała że potrzebuje.Niebywale skomplikowany mechanizm spływał jej po ręce chwytając opuszki palców.To był jedyny obraz jak pamiętała i jedyne jak dotąd wypowiedziane zdanie które w miare rozumiała.Iwonie lepiej było zawsze samej,nie żeby lubiła samotność lecz wolała aby o jej myślach nie rozmawiali inni których nie znała.Przy tym najbardziej bała się matki,bała się o swoje oczy a miała je najładniejsze z siustr.Usiadła na łuszku było zimniejsze od jej siostry.Bynajmniej nieoczekiwane spojżenie w dół podłogi sprawiło przyjemność reszty gością domu Izy.W conajmniej niebanalny sposób spojżenie wyrażało chłud i zimno wszechogarniające.Nie wiem co mam robic powiedziała cichudko do siebie Iwona,nie wiem co mam robic dalej.Zimno mnie przeraża podobnie jak moja matka tylko ten dom daje mi siłę.Jeszcze żeby starać się zrozumieć Izę czy matkę i jej przynależność do tego miejsca choć nigdy nie widziałam jej w ogrodzie,o domowej kuchni nie wspominając.A przeciesz powinna nas przytulać,choć raz w roku choć na urodziny,przytulać jak dzieci.Zbiegając ze schodów Iwona wsuneła stopę w stalową balustrade poczym udając że siedzi na stopniach zaczeła zgarniać liście od których w większej części domu było złoto a Kwadraty przyjemnie nimi szeleściły.Pokuj Iwony był zbyt daleko tych miłych widoków i tego przyjemnego dzwięku żeby pomagał jej zasnąć spokojnie i przespać większą część nocy.Siostra Iwony przyświecając świecą starannie skapywała wosk na nieco ładniejsze liście i zanim zastygł przyklejała je na sufit,była to ich ulubiona zabawa z lat dzieciństwa pod nieobecność matki lecz teraz Iwona nie podzielała tej radości,być może że liście nie były już takie dorodne i kolorowe jak rok wcześniej.Gura schodów była najcześciej usłana żędami najrużniejszych grabi,grabków,grzebyków tak aby każdy przechodzący miał okazię choć raz zagrabić, zgarnąć troszke liści.Elementarne posłuszeństwo wynikające z wrodzonej ambicii Iwony nie dawało jej szansy aby odważnie wychylić się z największego okna w domu i spenetrować wzrokiem rozległy widok pochodzący zza rozwidlenia ogrodu.Iwona od niedawna podejżewała upadek ich domu,chodzby po tym że mama zaniedbywała mycie okien.Niebardzo było wiadomo jaki był faktyczny powód zaprzestania sprzątania.Właściwie nie całkiem czyste okna w tak wiekowym domu były zupełnie na miejscu.Pierwszy raz od dłuższego czasu Iwona poczuła się znużona wszystkim do okoła,trawa rosła coraz większa a zamki w drzwiach nie używanych pokoi zastawały się,tak iż do niektórych nie wchodziła od lat.Szła na dół senna,korytarzem ciągnąc za sobą wuzek z ulubionym kocem.Nie mam siły na nic chcę tylko położyć się i zasnąć.Nawet tutaj Iwona była zżyta z odgłosami domu często dodawała cały wachlaż swoich okrzyków i klaskań.Od najwcześniejszych lat nigdy nie była pewna czy ktoś wyprawia urodziny w najstarszej części domu czy jej siostra biega z krzykiem - do nas zapraszamy do nas tylko wytrzyjcie buty.Niecierpiała niektórych pokoi,szczegulne tych gdzie można było poranić się kszewami a trzeba było tam wchodzić chociażby żeby podlewać rośliny,poznawać siebie przynajmniej tak muwiła matka.Ize czesto bolała głowa.Z głodu?.Nie inaczej,raczej z tego iż wolała ocierać się o poręcz schodów niż zdążyć zjeść coś ciepłego.Powściągliwość w zachowaniu nigdy nie pozwoliła Iwonie na wyjście którego oczekiwano by od niej,tylko kułka piszczacego wuzka czasami dawały wyrazny znak że nadchodzi i już nic nie będzie takie samo.Często siadała na najniższym stopniu schodów na przeciw głównego wejścia do domu i godzinami wpatrywała się w klamkę.A może ktoś chwyci ruszy od zewnątsz.Raz serce prawie jej zamarło kiedy klamka mocnym hukiem opadła w duł lecz drzwi nie drgneły.Okazało się puzniej że to jeden z Kwadratów wskoczył na drzwi tylko tym razem chciał wejść.Niczego tak nie brakowało Iwonie jak przytulania,chciała aby ktoś obioł ją mocno przytulił,chciała poczuć ciepło drugiej osoby.Położyć jej delikatnie swoje dłonie na plecach,przytulić się policzkiem do ramienia i być tak ile się da,nie puszczać choćby drętwiały nogi i ręce,poprostu najeść się przytulaniem.Matki się bała a siostra nie miała takiej potrzeby.Odrębność Iwony z niewielkiej ilości jej cech sprawiało ból ciału którego nie znała do końca podobnie jak domu za to właśnie znienawidziła matkę za dotykanie się nie skrępowane nawet przy niej - co podoba ci się,jak będziesz duża tesz tak będziesz robić,ucz się.Ciernie wszędzie ciernienie nie mogę nawet oprzeć sie o scianę - nie lubie tego,czesto biegając po pokojach wyciągała przed siebie rękę z nadzieją że może ktoś za rogiem korytarza złapie ją i włoży ciepły kawałek ciasta,albo chociaż zbije żeby miała pewność że nie jest sama. Iwona miała swoje ulubione wspomnienie,Lubiła chować się w skrytce pod schodami w której znajdowały się wszystkie rowerki jakie miała w dzieciństwie.Stały tam jak gdyby uśpione,schowane niewiadomo po co jak gdyby miały się jeszcze przydać,schowane zupełnie jak ona.Przez długie lata raz na jakiś czas Iwona zbierała wszystkie kolorowe czasopisma jakie znajdowały się w domu lub też jakie mogła znaleść,kładła je w stercie na przeciw siebia i pokolei przeglądała zatrzymując na tych stronach na których znajdowały się najpiękniejsze kobiety.Obejmowała się wtedy ramonami, wpatrując się w zdięcie szeptała - mamusiu przytul mnie,będziesz moją mamą a po policzkach ciekły jej łzy.Iwona lubiła ten stan było wtedy tak ciepło i bespiecznie.Wszystko wtedy trwało zawieszone na krawędzi snu.Miała nadzieję że któraś z kobiet położy na jej ramieniu dłoń i lekko szturchając szepta Iwona,Iwona tak jak gdyby ją budziła.Najmilszym sposobem na okazywanie uczucia były właśnie te chwile takie jej zawieszone w półmroku pokoi z otwartymi drzwiami z których raz na jakiś czas lekką struszką wydobywał się chłodniejszy podmuch powietrza przewracając strony gazet,tak jak by rozumiał tęsknotę Iwony.Obiąć kogoś położyć dłonie na plecach innej osoby i spokojnie oddychać.Bywały momenty ostatnio częstrze że nie mogła znieść codziennego zmagania się z domem aby o niego dbać.Musiała dzwigać wiadra z wodą,podlewać wszystkie kwiaty w domu o których wiedziała.Świadomość ich ilości nie pozwalała zaniedbać nawet najmniejszej paprodki.Żałowała biegając po pokojach domu i jego korytarzach większości nieocalałych roślin.Najbardziej dawała sobie radę trawa,była wszędzie,kruciutka,wysoka,poszarpana ale gęsta tak przyjemnie smagała nogi i buzię gdy się na niej leżało.Całe połacie niepszebrane horyzonty otwartych przestrzeni wypełnionych powietrzem i wiatrem który smagał rośliny wyglądające jak ocean.Położyć się na ich wieszchołkach i prowadzona kołysaniem usnąć.Na boki i do przodu tak przyjemnie wyciągając ręce do gury i przesłaniać słońce palcami czerwonymi od promieni,szpiczastych i ostrych wspaniale kujących oczy i włosy.Ty moje słoneczko piegowate ty moja chmurko,chmuro nabrzmiała pobłądz po niebie i pobaw się żółtkiem słońca jak jajko płynące po kremie raz i dwa oklepane witką z baziami.Tak bardzo chciałam poczuć puszystość na stopach i gorąc w dłoniach.Unieść się w biel i ukołysać zasnąć,jak przytwierdzony do skały śpiwór kołysać i myśleć czy któraś z lin pęknie i ukołysze jeszcze bardziej.To były myśli przeplatane snem Iwony,tą krótką nawet nie chwilą tym momentem w kturym byla szczęśliwa chociaż nie świadoma,lecz bardziej odpoczywała w snach niż nawet na najlepiej urządzonych urodzinach z największą ilością słodyczy.Nawet wtedy gdy z poza gromadki gości wyłaniała się siostra grożąca palcem,który pokazywał na zegarek - nie biegnij przez życie nawed swoje szypciej niż on Iwono.Niebyło osoby która wzieła by ją za rękę i pochodziła po domowych ogrodach pokazujac to co i tak dobrze znała,lecz z kimś było jak gdyby otworzenie pierwszy raz oczu pełną świadomość wszechobecną i otaczającą.W takim stanie zapominała o domu,siostrze wszystkich obowiązkach a zwłaszcza o matce co ją cieszyło najbardziej.Zapominała nawet o sobie o jedzeniu,miało to najgorszy wpływ na jej zewnętrzniść na jej takie cieniutkie ramiona,nużki i delikatną szyję.Mało dbała o siebie właściwie wcale a mimo to promieniała przy oknach domu gdy szurała po parapetach największych okien tymi swoimi małymi paluszkami zakończonymi tak drobnymi paznokciami które wyglądały jak skrzydełka motyli.Rozprzestrzeniał się zapach jej włosów gdy kładła głowę na prześwietlony parapet i całymi godzinami wpatrywała się w ozdobne kręte roślinne motywy poręczy za oknem które rozciągały sie aż po horyzont wbijając w niskie chmury takimi szklistymi oczami o takim czystym błękicie aż nie możliwym do dotknięcia i tą swoją skurą,nawet nie tą mgiełką,kichnięciem na zmrożony śnieg tymi tysiacami gwiazdek w zamrożonej wodzie.Tą kroplą soku z wiśni tym wszystkim co ugniata w piersi tym nie nazwanym wrażeniem,obłędem i uległością stanowiącą bez wątpienia i powątpiewywania jej odbicie w lustrze,szybie,wodzie pozostawało długo po jej odejściu,wrzuceniu kilku kamyków niespełnipna,zamknięta i nieprzytulana bez wyrau z osobami wyraznymi będących zawsze przed nią.Mieć taki potęciał taką aure jest przygnębiające trzech i z radością dla samej Iwony.Najbardziej wtedy gdy ściągneła buty i na boso małymi kroczkami nikogo nie czekając przeszła kilka razy korytarzami wystawiając swoją bezbronność na zaczepki i uwagi tak jak dalekie myśli z jej tak dalekiego swiata dawały jej dystans i pewność że cokolwiek by sią działo mogła zawsze wrucić do świata''zamkniętego''w jej snach lecz zawsze pełnego niepewność dobrej niepewności.Dom pustoszał robił się zimny od zimnych roślin podlewanych zimną wodą.Możliwe że przesto były bardziej otwarte na nowe i zauważalne od Izy.Lepiej by jej było samej,wśród domownikami czuła się bardzo zaradna,musiała taką siebie pokazywać innym a szczególnie najbliższym aby wiedzieli że sobie poradzi bo jest samodzielna.Iwonie było łatwiej pokazać to jak daje sobie radę z wszystkim czego się podejmuje.Nie chciała martwić bliskich choć wewnętrznie krzyczała panicznie z bulu i leku codzienności i niezrozumienia spraw codziennych.Tak bardzo chciała żeby ktoś podszedł do niej wzioł za dłoń i powiedział-boję się tak samo jak ty żyć,boje się że sobie nie poradze z oczekiwaniami jakie mają wobec mnie inni,że te wszystkie lata spędzone na pozorach zaradności zmienią się w jeden mały niezaówarzalny kroczek do przodu za którym jest cała lawina spraw tych codziennych.Potrzebowała klinicznej ciszy żeby zasnąć ciszy szumiącej.Mogła spać w odgłośie zegarków,deszczu,wiatru czy szumie urzadzeń lecz bała się zasypiać gdy słyszała odgłosy od osób jej bliskich.Jakieś mruki,kaszlnięcia nie chciała żeby im się coś stało a przesto i jej że zostanie nagle wyciągnieta ze snu żeby pokazać jaka jest zaradna i że zawsze można na nia liczyć.Iwona jest taka fajna pospszata zrobi jedzenie,pozmywa,taka zaradna.Nawet nie wiedzieli jak boli pozorować samodzielność aby zrobić przyjemność bliskim.Samodzielność na pokaz żeby się jej nikt nie czepiał że sobie nie poradzi.Jak może pokazać samodzielność ktoś kto nigdy nie był dotykany przez kwadraty jeśli już to tylko w urodziny z wiazką zdawkowych rzyczeń i ciąłym pytaniem wymuszaniem,podoba ci sie prezent,podoba,powiedz podoba,ale się nie cieszysz,co nie podoba ci się.Jak można w takich sytuaciach nie być silnym i samodzielnym.Iwona tak naprawdę otulona była panicznym lękiem,chłodem nie chciała żeby któraś z osób odchodziła lub żeby się jej nic nie stało ponieważ wiedziała że sobie nie poradzi.Tyle czasu pracowała nad sobą,nad odkryciem w sobie jakiś umiejętności które wype,-tu,tum,ti,de,du kwadrat wszedł na pianino- łniły by jej każdą chwilę tak aby nie myśleć o tym że człowiek jest zawsze sam nawet gdy ma kogoś blisko tak iż nie może spać,jeść myśleć normalnie gdy nie widzi tej osoby.Miała poczucie przerazliwej pustki i pozoracii przygotowania do samodzielnego rzycia.Ciekawość jak wygladał dom z zewnatsz nie dawał jej spokoju.Jedyną okazią nieliczną,choć nie lubiła tego było mycie okien.Wtedy mogła wychylic się przyjżeć ścianą,nawet jak zeszła do najniższego okna w domu patrzac przez nie dalej była wysoko.Ściana ciągneła się w duł i w górę chyba w nieskończoność w dotyku była gładka jak szyba i połyskiwała.Iwona położyła stopę na grzejniku drugą na wewnętrznym parapecie i trzymając sie za lufciki staneła w oknie-skocze niech się dzieje co chce jak jestem ważna i potrzebna nic mi się nie stanie.Wiał ciepły wiatr,trzymała się jedną ręką za srodkowy słupek ramy okna.Podoba mi sie nie wiem czemu ale czuje się bespieczna,przez burzone wiatrem włosy zobaczyła na scianie przy innych oknach drabiny.Mocniej złapała za poprzeczny słupek drewnianej ramy okna podciagneła się do srodka.W drzwiach staneła mama poprawiajac branzoletki na rękach jak patronka przeciagów-złaz debilko zaraz mi pokarzesz co masz zadane taka walnięta to tylko ty możesz być.Zebrało jej się na płacz,silny podmuch ciepłego powietrza szarpnoł kocem,oderwał się od szyji Iwony pofrunoł.To ja powiedziała do siebie,to część mnie,wez mnie ze sobą i leć.Patrzyła długo nie słyszała krzyków matki.Koc wirował w powietrzu jak gdyby sie żegnał przybliżał,oddalał i zniknoł za ścianą domu.Kwitła w ciepłym powietrzu aby po chwili usiąść na parapecie pokoju i powoli zamykać okno.Wezmę kiedyś przykład z ciebie kocu.Usiadła pod oknem trzymając nogi i brodę na kolanach kołysała się na prawo i lewo.Matka podeszła zamykać okno.Jest po szesnastej a ty jeszcze w piżamie,wrzeszczała jak zwykle nawet nie patrząc jej w oczy.Po wszystkim usne i będzie po wszystkim.Od tej pory lubię okna te położone wysoko bo cieplej,pomijajac choć bardzo chciała te pokoje domu które były są pozamykane.Iwona nie wiedziała gdzie są klucze od tych pokoii,prawie zawsze klucze mieli goście matki przy sobie ale z kąd brali nie wiedziała.Matka brzydziła się kluczy bo trzymane w ręce cuchneły rzelazem wogóle lepiej dla niej było gdy wszędzie jest chłód bo i zapachy są mniej intensywne.Zaległa cisza specijalnie chyba jak na żądanie,metaliczny odgłos zaciekawił Iwone podeszła na czworaka do grzejnika pod oknem,bumm kolejny raz tylko okno dalej i jeszcze raz taki dzwięk jak parapet głuchy i metaliczny.Poprawiła włosy,wstała.Na zewnatrz do okna była podstawiona drabina przy kolejnym tak samo i jeszcze kolejnym.Stała przez chwile nasłuchując - jak ktoś będzie wchodził to przeciesz usłyszę lub zobacze że drabina się rusza.Nie wiem ile stała obraz przysłoniły mi chmury i kosze z orzechami.Iwona otworzyła okno to które myła miała w ten sposób pewność że się otworzy bez znacznego szarpania i wmiare cicho żeby matka nie słyszała.Wychyliła głowę drabina ciągnała się do samego dołu domu,chyba tak bo od połowy tego co widziała zalegała woda a na niej lekko i sennie suneły liście.Do każdego szczebla drabiny przywiązana była kokardka,tak mniej więcej na srodku.Wychyliła się jeszcze bardziej siegając po kokardę - no jeszcze troche szarpneła mocno zrywając ją,wepne sobie we włosy lub dam kwadratowi.Ciepło wpadające do pokoju było przyjemne i dawało poczucie szczęścia że można gdzieś przecież tam z kąd sięga ta drabina chodzić w ciepłym powietrzu i spać na dworzu,nie marznąć.Można sobie z pewnością chodzić cały dzień na boso bez nikogo.Kropla czegoś białego spadła jej na dłoń,Iwona dotkneła palcem-lepkie.Popatrzała w górę,najpierw wisiało kilka lin rzuconych od tak chaotycznie puzniej jakaś deska obok niej druga aż w końcu nogi,nogi Izy siedziała na niezbyt szerokiej kładce malujac okna.Świeżość powietrza przecinał zapach farby wcale nie przykry dość przyjemny i ciekawy.Tak to znaczyło że matka odchodzi w zapomnienie lub wyjeżdza z ulubionymi kwadratami i zostaną w domu same one.Jedna osoba żeby utrzymywać dom w nalerzytym stanie to za mało.Ubrała do malowania moją najlepszą sukienke musi mieć klase we wszystkim co robi,nawet po całodziennym pokazywaniu języka gością domu.Od tej pory Iwona codziennie podchodziła do okna z nadzieją że ktoś podstawi drabinę nie bez powodu i zauważy kto i po co.Stopniowo każdego dnia ośmielając się z widokiem zza okna i ciepłem.Pomysł jaki miała w głowie a odwagę na niego równoważyły się.Skakanka - skocze z okna jak jestem ważna to nic mi się nie stanie,a jak nie to nawet nie będę umiała oderwać sie odbiec od ściany - nie nie zrobię tego.Mineło parę dni zrozumiała że skoro nie ma matki bo wyjechała chyba daleko i na długo może robić co chce w pokojach których chce.Rozebrała się do golasa - od dziś będę tak chodzić po domu i nie obchodzi mnie co na to siostra Kwadraty i Sześciany.Kiedy to powiedziała powietrze w tym pokoju w którym była zrobiło się bardziej ruchliwe i cieplejsze,tak było tak stawało się za każdym razem we wszystkich pomieszczeniach domu gdziekolwiek poszła.Wszystkie pokoje łącznie ze schodami oraz korytarzem stały się cieplejsze i jak gdyby dopiero co wysprzątane.Kwadraty i Sześciany tłoczyły się przy głównych schodach raz po raz wymieniając sie kolorami.Iwona poszła się kąpać,w całym domu unosił się zapach wiśniowego szamponu.Każdy Kwadrat który ustawił się w sznureczku do wanny i grzecznie czekał mugł dostał,dostać na rożek trochę ciepłej i pachnącej piany.Bardzo lubiła jak oczy drażni jej płyn do kąpieli lub szampon zbierało się jej wtedy na płacz a to był stan w którym czuła się najlepiej poznawała swoje odruchy.Zaparowane lustra musiały być zawsze oblizywane z pary,to była niezła zabawa i frajda po całym dniu spędzonym na schodach z lisćmi.Tak stać w ciepłym zaparowaym pomieszczeniu i zlizywać parę z luster.Nie wylewaj wody też się wykąpię powiedziała siostra stojąc w drzwiach łazięki.Siła nawyku śmiejąc się i ocierając wodę z brody odparła Iwona.Masz ten sam etap co kiedyś ja też przysięgałam sobie że nie ubiore się kiedy matka wyjechała latałam na golasa to słurzy temu domowi może tego potrzebuje no i jest cieplej.Odechciało mi się wylewaj wode w tym samym momecie Iwona szturchneła nogą korek w wannie wszystkie rośliny stały w rzędzie do łazięki żeby uszczknąć troche tej magicznej chwili kiedy woda z najrużniejszymi mydlinami uchodzi ku donicom,doniczką,korytkom i wszystkim tym w czym się znajdowały.Kwadraty szturchały narożnikami doniczki kwiatów żeby więcej nabierały wody.Jej nadmiar wylewał się na kamienną podłogę łazięki tworzac ciepłą ciemną plame.Iwona zanurzyła dłonie w tym ziemistym błocie i zaczeła odbijać ślady rąk na rozlicznych lustrach łazięki pózniej stopy i plecy.Niecałkiem szczelny kran przepuszczał struszkę czystej ciepłej wody która wpadała i snuła się po ciemnym rozlewisku nazywanym przez kwadraty ciapochlapem,tworząc gałązki czystej wody które smiało przecinały rozległe płaszczyzny zabłoconej podłogi,Dzwonek do drzwi-Iwona zerwała się na równe nogi i z lekko otwartą buzią nie dowierzając własnym uszą cichutko przeszła przez łaziękę na korytarz.Odsuwając stopą kwiaty w doniczkach złapała za balustrade głównego holu domu i czeka.Tak drugi dzwonek ruszyła jak strzała na dół gubiąc po drodze krople wody z ciała,jedncześnie tak cichutko żeby to coś,ktoś stojący za drzwiami nie słyszał jej kroków i podchodzenia do drzwi.Istotnie za zwitrarzonymi drzwiami przepuszczającymi tysiące milionów kolorowych światełek wędrujacych po ścianach i suficie stała jakaś postać wyraznie nie przepuszczająca światła na część drzwi.Trzeci dzwonek Iwona zaczeła się bać nie miała ochoty otwierać,poza tym robiła to tylko raz z drzwiami wejsciowymi pomijając te od swojego pokoju ale tam była inna klamka inny kształt nie wiedziała czy poradzi sobie z dotykiem.Przysięgam jeśli zadzwoni jeszcze raz stanie się coś strasznego,nie wiem pujde po kwadraty albo po kujace rośliny, czy ten ktoś nie rozumie ze nikogo nie ma.Iwona uśmiechneła się do siebie stojąc przed drzwiami,raczej nie chciał byś zebym otworzyła uwiesz mi na słowo zalegla cisza,przerwał ją szelest papieru i ruch mosiężnej klapki na drzwiach przez którą niepostrzeżenie wleciała biała koperta ledwo się w niej mieszcząc.Iwona nadepła na nią mokrą stopą unosząc do gury podala sobie list do ręk.Wszędzie poznała by ten zapach na odległość,przyjemny ale dla niej mdlący i przyspażajacy dreszczy.Nie musiał być nawet adresowany odrazu wiedziała że to do niej,mdlący zapach matki.Podeszła do najbliższego okna przez które wpadało najwięcej światła.Usiadła na parapecie plecami do szyby,przysłaniając słońce kopertą chciała zobaczyć co jest w środku.Ciepłe żółte swiatło przebijało papier dolne rogi koperty były ciemniejsze i światło niechętnie przechodziło przez nie.Potrząsneła kopertą przechylając raz na prawo raz na lewo.Z ciemnych rogów wypadały maleńkie gwiazdki,było ich dosyć sporo bo sunąc na środek koperty zgrubiały ją.A jednak to nie ten list co myślała i dobrze,natomiast przez swoja głupią podejżliwość,bardziej ciekawość nie udał się komuś żart z otwieraną kopertą gdzie dziesiątki gwiazdek lądują na podłogę lub tam gdzie akurat przyszło otwierać list.Będzie tak udam że tego nie widziałam i otworze tak jak ktoś pomyślał wysyłając ten list że się rozsypią.Iwona siedziała na parapecie okna już resztę dnia ciepłe swiatło ogrzewało jej plecy,to jedna z tych przyjemnych chwil a nie licznych.Jeden z rogów koperty rozmiękł od potu ręki co ułatwiło jej otwarcie,kilka gwiazdek przykleiło się do mokrego rogu koperty.Zdecydowanym ruchem szarpneła kartką rozsypujac gwiazdki na parapet,podłogę i za grzejnik.Wzieła dwa wdechy otworzyła kartkę - jeśli ktoś kiedyś powie ci ze boi się spać bo w pokoju coś jest,to zrób mu raz przysługę i uwież - Uśmiechnała się do siebie już wiedziała nie potrzebnie odpowiedziała na tę wiadomość - nawet nie masz pojęcia o czym piszesz,wcisneła guzik parteru ale winda nie zjeżdzała.To wszystko co może wynikać z tego twojego listu jest prawdziwe realne choć większość gości powie,nawet ci którzy przyszli bez zaproszenia że głupie i przerazliwie niepotrzebne bo nigdy tego nie przeżyli.zawsze spali w swoich czystych,cieplutkich łurzeczkach z odgłosem ulubionego budzika cyk,cyk czy zegarka.Nawet nie wiedzą iż wystarczy mała struszka światła w środku nocy i staje się nieznane.Tam gdzie pada koniec światła można wejść nie każdy o tym wie nie każdy umie,nie chce bo akurat śpiący albo ktoś słyszy szelest,szum i kroki w pokoju.A właśnie apropo kroków przy przechodzeniu zawsze zawadzi się stopami,zawsze.Tak specijalnie jest zrobione choć to niewłaściwe słowo to już jest jako twór do ucieczki i znów nie właściwe słowo do pujścia gdzie nikogo nie ma,tam gdzie ciepło,jasno.Ale o tym się nie mówi.Nie może to być byle jakie światło z pierwszej lepszej latarki no i po śnie przerwanym lub wyśnionym do końca ale zanim zrobi się jasno.Zawiał mocniej wiatr i zimna szyba dotkneła nagich pleców Iwony,otworzyła oczy list unosił się w pokoju pod sufitem.Największa szczotką jaką miała na tą chwile ściągnła go na dół i wyrzućiła przez okno.Nie patrzyła co sie z nim dzieje napewno jak zawsze wpadnie któremuś z gości do zupy czy ziemniaków i pomyśli że to do niego,lub cześć rękopisu albo co gorsze motto z którym od tej chwili będzie szedł przez życie i głosil na prawo i lewo tak naprawdę nie wiedząc co z tym zrobić i z kąd ma.Mniej więcej tak między trzynastą a szesnastą szyby w oknach nagrzewały się najbardziej.Nie wiedziała czy od słońca bo nawet gdy zaszło za chmury były ciepłe.Raz czy dwa przez dłuższą chwile i w deszczu.Najfajniej było odwiniętą tabliczką czekolady chyba mlecznej jezdzić po rozgrzanej szybie kiedy się roztapiała i pachniało słodkim mniamen takim amm.Ślady od palców układanych na szybie tworzyły mozajkę,letni szron tylko bardziej przyjemny i nieprzewidywalny.Oparła policzki o lustro migotliwym odbitym swiatłem przesówała je ku górze do samego sufitu zrozportartymi ręcami gniotła resztę czekolady.Jedna z jej ulubionych zabaw a przy tym dająca efekty na dłurzej niż tylko pare godzin aż przyjdzie noc lub padnie ze zmęczenia.Takich''umazanych'' okien było więcej,te jedyne nie nalerzały do obowiązku mycia nawet na swiąta jako relikt - tu kiedyś gościła przyjemność.Ostatnie najwyższe szczeble drabiny pokojowej były zawsze śliskie od rąk umazanych czekoladą a i tak udawało się Iwonie wejść i nie patrząc za okna wolnym wzrokiem wodziła po suficie gdzie jeszcze można by odcisnąć umazaną w słotkościach dłoń lub kolano lub stopę.To kolejna ulubiona jej zabawa,trzeba przyznać że wzory układały się całkiem przyzwoicie i starannie dobrane.Każdy osobny odcisk oddawał nastrój i określony dzięń tygodnia,pozatym schodziło to niżej gdzie chodząc spać bez mycia na pościeli odciskiwały się jeszcze bardziej fantazyjne wzory niż po całych sufitach i sklepieniach schodów.Na najbardziej umazane miejsca zwoływały się Kwadraty miziając rogami słotkości z pościeli.Prędzej czy pózniej wyrywał ją ze słotkiego transu odgłos,odgłosy toczącego ziemniaka po korytarzu czy schodach.Był to dobry znak nie czekała na niego ale zawsze co by nie robiła zostawiała wszystko i szła na strych.Wiedziała będzie coś smacznego całe poszycie strychu wypełniał leniwy pachnący prawie niewidoczny dym.Przebijające co jakis czas światło dnia przez witraże w dachu wypełniały jego powolny,mozolny spacer.Przeplatał się między struszkami światła cofał i wzbijał rozpościerając noszoną woń jedzenia.Siostra Iwony podrzucała co jakiś czas do ognia garść ołówków aby płomień był równy i żywy.Zawsze przychodzisz za wcześnie nigdy nie dajesz mi tej przyjemności zawołania ciebie jak będzie gotowe.Iwona podeszła do największego kociołka w którym bulbał lub pólpał miętowy kisiel,nabrała go w obie dłonie.Jak będziesz mnie denerwować i odpychać to zagasze nim ogień.Usiadła na ciepłych kamieniach ustawionych wokół ognia i czekała aż przestygnie.Jesteśmy same nie wiadomo na jak długo i każda może się zająć,robić co chce a ty z tego nie krzystasz.Pochylając głowę nad płomieniem z włosów spadł prosto na nie liść ze schodów na których sprzątała i niemal odrazu się zapalił.Dym z tego liścia mieszał się i krążył z dymem ołówkowym co nie podobało się wszystkim gością którzy mogli by akurat przechodzić korytarzem do łazięki.Iwona bardzo dobrze wiedziała o tej ciekawostce napewno było ich więcej lecz teraz była to okazja zrobienia zapasów na wypadek gości którzy zasiedzieli się.Zlizała z palców resztę miętowego kisielu i nieco przygasając płomienie popędziła znaleść puste parę pustych słoików z zakrędkami.Nie jesz więcej krzyczała za nią siostra.Zatrzymała się na jej głos.Jusz dawno nie słyszała jak krzyczy.Wszystkie gałązki z pod jej syup zaplotły i zagniotły się od nagłego zatrzymania.Wraca.Każda gałązka na którą nadeptuje charakterystycznie pęka głuchym wielokrotnym ehem odbijanym od okien i sufitu strychu.Podeszła tak blisko ognia że gdyby miała coś na sobie napewno zajeło by się na niej od płomieni.Podrzuciła do ognia garść ołówków nie nastruganych bo te palą się dłużej ponownie nabrała w dłonie gorącego kisielu i nachyliła się ku siostrze.Ta szybko wstała i jednym krokiem podchodząc do Iwony napluła jej w buzie.Normalna jesteś co ty robisz przeciesz mugł ktoś zobaczyć kto zobaczyć odparła Iwona głosem którym zbierało jej się na płacz.Zobaczyć wymyśliła nawet nie wiemy co jest za ogrodzeniem i jak do niego daleko a z okna nie widać parku tylko chmury nawet rzucona butelka z mlekiem nie rozbija się na dole czy coś innego.Zapłakana podeszła ze złożonymi dłońmi pełnymi deseru i łokciem mniej lub bardziej sprawnie otworzyła je.Do pomieszczenia wdarło się powietrze torując sobie tworząc tunel w ciepłym pachnącym dymie.Włosy Iwony eksplodowały w powietrzu jak promienie słońca we wszystkie strony.Rozkładała deser na parapecie ktury przyklejał się do koniuszków włosów i rozmazywał po szybach.Dym mocował się z powietrzem kogo bedzie więcej w pomieszczeniu.Schody prowadzące do dziewięciu lufcików w dachu usłane były rzedzmi białych trzepocących kartek z niebywale prostymi rogami które zleciały się tu kuszone ołówkowym dymem.Nagle powietrze stawało się nie przyjemne i drażniące w zapachu.To siostra Iwony robiąc jej na złość dorzuciła do ognia ołówki zakończone gumką która paląc się cuchneła i odztraszała większość schodów i witraży poza tymi które były już wiekowe i niekompletne.Stały na swoich miejscach prubujac wyłapywać tunel świeżego powietrza wlatujący do pomieszczenia.Nie zareagowała na wybryk siostry niech ma radoche tym razem ja okażę się starsza i będę wyrozumiała.Poczekała aż wszystko wypali się do końca.Ogień przygasał Iwona czuła senność.Czy przez dym czy przez słodki posiłek.Podeszła do drzwi samochodu następnie pociągając za dzwignię zwalniającą zamek bagarznika otworzyła go wyjeła parę czystych bez etykietek słoików z zakrętkami.Trzymając to wszystko w ręku zapaliła swiatła w aucie i pobiegla na srodek pomieszczenia gdzie tliło się jeszcze ognisko.Deser przestygł odstawiła go poczym delikatnie odkręcając każdy słoik nabierała do niego resztki dymu ołówkowego.Będzie jak znalazł kiedy braknie kartek i trzeba będzie je zwabić.Siedziała tak przy prawie niewidocznych płomieniach aż do czwartego wychylenia poręczy która skrzypiała pod wpływem wiatru to jest jakąś godzine.Wcale nie miała ochoty odchodzić od ciepłego popiołu który delikatnie grzał jej stopy.Siostra skończyła nacierać się kisielem zanim stężał na dobre i zrobił się zimny.Było by nie do pomyślenia aby coś z tego się zmarnowało.Nadmiar skapywał z jej łokci i pleców wprost do rozdmuchanego popiołu tworząc harakterystyczny świst.No ale pojadłam powiedziała Iza jakoś mało słodki nie.Mówiąc to usiadła na poręczy schodów i z całym impetem zaczeła ześlizgiwać się w dół uwarzając na wystające zdobienia balustrady.Iwona widząc to oparła ręce o tył samochodu i powoli pochylając się całym ciałem pchała go ku schodom.Zatrzymał się przy pierwszym stopniu tam gdzie podłoga była nieco niżej.Zaparła się kolanem wstrzymała oddech i auto ruszyło schodami w duł w idealnych odstępach od ściany i balustrady jak by nim ktoś kierował.Odbijając się coraz bardziej z każdym stopniem przestawał być ciężką maszyną stawał się leciutkim leciutką zabawką.Z każdym odbiciem już w połowie schodów zostawiał za sobą kłęby kolorowych liści,zapisanych kartek,listów Iwony do kwadratów i tego wszystkiego co leżało na schodach a oczym już prawie zapomniała.Samochud zaczoł wychamowywać wpadając na gęste rośliny rosnące na samym początku schodów.Miękkie głóche dzwięki uderzające o blachę auta były całkiem przyjemne prawie brzmiały jak muzyka.Duże i cięszkie od soku owoce wychamowały potwora całkowicie.Silnik nie pracował od początku więc każdy przedmiot w tym sfobodnym spadaniu mugł pokazać swoje prawdziwe wnętrze i zabrzmieć najpiękniej jak umiał.Zapadła cisza tylko reszta liści opadając na dach i podłogę korytarza lekko popukiwała.Iza poszła na swoją część domu.Nie wiedziała do końca co się stało ale uśmiechając się do siebie wiedziała że prędzej czy puzniej to się powturzy.Były to dobre chwile zrobiło się chłodniej i nieco ciemniej.Raz na jakiś czas w snop samochodowych świateł wlatywał kurz lub jakis pyłek migocząc i tańcząc sam lub z czymś innym cichutko.Iwona podeszła do bagarznika naciskając mały srebrny guzik połączony z zamkiem otworzyła go.Wydobył się przyjemny zapach świerzej pościeli były tam poduszki które woziła matka gdy akurat nie zamierzała nocować a domu - ku uciesze Iwony.Nie wiedziały tego ale każde piurko w poduszkach było podpisane gdzie zostało znalezione i wrzucone wraz z dwoma lub trzema już nie pamiętam szpilkami do środka.Szpilki działały jak budzik kiedy podczas snu przewracając się na akurat wystającą szpilkę kuły w policzek lub czoło nie pozwalając zasnąć i przy tym budząc doskonale.Iwona wzieła poduszki i położyła obok auta.Nie chce mi się iść do pokoju dzisiaj śpię tutaj.Żeby stać się jeszcze bardziej senna i zmęczona zaczeła dotykać językiem każdą chromowaną część samochodu.Przyjemność wynikała z tego że mogła opserwować jak idealnie gładka powieszchnia lśniąca i czysta stawała się w jednej sekundzie zaparowana i matowa.Pachniało od niej czekoladą a lepkie od słotkości włosy przyjemnie przyklejały się do czerwonego lakieru auta.Usneła.To niesamowite jak głośny jest dom gdy jest cisza.Puszczają naprężenia drewna wiatr tak przyjemnie porusza żabkami od fieran i zasłon.Kapiąca woda na nie umytą łyżeczkę dopełnia dzwięku ktury oznacza.Pospali się.Kwadraty wiedziały że Iwona odkąd wyjechała matka nie ubrała się chodziła na golasa i tak też spała.Robiły wszystko aby cisza trwała jak naj dłużej bo wtedy mogły spokojnie patrzeć jak śpi.Podjeżdzały cichutko jak się da i z całego ciała mięciutkimi narożnikami zbierały czekolade i szybko uciekały do kuchni.Nie było wtedy zegara ani czasu wszystko było jak by zawieszone nawet kurz nie osiadał.Mogła długo spać praktycznie cały czas to jej słurzyło poza tym dom też odpoczywał jak nie kręcą się po nim.Cisza wszech ogromna apsolutna taka cisza że złychać w niej odchylające i układające z leciutkimi podmuchami ciepłego powietrza od ogniska włoski dywanu.Cichutko schła farba na oknach a jej zapach mieszał się z aromatem zupy w termosie na którą co jakis czas skapywał ciepły rozgrzany pszczeli wosk z świec ułorzonych nad nią.Specijalnie intuicyjnie przez sen wyciągała dłonie do przodu i na boki by poczuć ciepło wosku.Kiedy dochodził do ramion przebudzała się na chwilę i wolnym spojrzeniem przez sen wodziła po parterze domuszukając ciepłego miejsca.Spała dalej wosk kapał jej na szyje i policzki a kwadraty wchodziły na ramiona i skakając prosto do resztek ognia wydmuchiwały z popiołu setki drobniutkich iskierek które lądowały w włosach Iwony pachnących na tą chwile cieplutkim rosołem.Jak wosk z swiec przez zamknięte oczy wydobywały się lekkie smuszki światła błądzące po suficie,schodach,ozdobnych balustradach pokoii.Z każdym ruchem głowy z intensywnością myśli przyspieszały i zwalniały pólsując nad nią wabiąc koty chcące się nimi bawić i je zjadać.Skuliła się w sobie przygasając światło z powiek połorzyła oblepiome dłonie pod policzek i pół senna od niechcenia starała się nasłuchiwać odgłosu krojonego ciasta lub zamka w drzwiach.Jedno z dwojga oba odgłosy dobre nie słyszane zbyt często ale oczekiwane.Sprawiały że poczucie bespieczeństwa trwało jeszcze dłurzej co ważne na pełny żyłądek.Nie nie chce przestawać spać jeszcze troche.Nie starała się za wszelką cenę odpocząć poprostu zasypiając nie było jej lub była gdzie indziej gdzie nie ma nikogo nawet durzych zwierząt tylko rośliny najcudaczniejsze i trochę owadów.Przyjaznych ale zajmujących się przemierzaniem bezkresnych przestrzeni dlatego nie poznanych.Śpiąc miała to za oczami to coś więcej jak sen.Najbardziej odpoczywała gdy śniła że leży na ciepłym drobnym piasku takim kryształowym troche jak cukier ktury mienił się kolorani z każdym poruszeniem wiatru tak samo ciepłego jak ten piasek.Leży tak.Jakieś światło jest do okoła niej inne niż dzienne cięszko to przekazać takie światło jak by białe przechodzące w żółte ale nie do końca przezroczyste.Jak gdyby z zawiesiną choć to nie zbyt dobre słowo.Takie pól mgliste niby lekkie i dające durzo ciepła i tesz takiego co nie robi krzywdy.Nie bardzo się można w nim opalić.Iwona lubiła ten sen.Leżała na środku czegoś do okoła niej w rodzaju koła z wysokich ale nie widać dokąd idących chyba kamiennych słupów rozmieszczonych jeden obok drugiego tak że nic nie mogło wejść ani wyjść z tego kręgu.Było ciepło nawet bardzo biało-bursztynowo-kremowy piasek przyklejał się do ciała Iwony poczym przesuszony lekkim podmuchem wiatru spadał lub sunoł po niej łaskocząc całe ciało.Wrażenia były tak realne że delikatne gilgotanie budziło ją.Prawie zawsze otwierała oczy na wprost starego wejścia do domu przed którym od wewnętrznej strony leżała sterta korespondęcii pocztowych.Rużnego rodzaju kolorowe i białe koperty na nich ześlizgójące się pocztówki,widokówki przepychające się między sobą która z bardziej ciekawego miejsca.Wszystko to spoczywało na licznych prenumerowanych mapach.Były takie dni że przychodziło tych listów i pocztówek po kilkanaście dziennie a matce Iwony najzwyczajniej nie chciało się ich wszystkich czytać tym bardziej że wiedziała że przyjdą poza tym we wszystkich tych miejscach była lub mieszkała czas jakis.A znowusz Iwona była jeszcze za mała żeby się nimi interesować.W najlepszych latach kiedy to przychodziło ich najwięcej a potem nastał nowy listonosz i nie skracał sobie drogi tak jak stary pan Nad.Wrzucał listy do szczeliny głownych drzwi.Te już były brane na bierząco czy czytane nie wiem.Najstarsza pożółkła pocztówka przyczepiona była pineską w ramie witrażu obok drzwi.Iwona szczególnie chętnie patrzyła na nią zimą.Chyba jedyna na której były palmy.Z oczywistego powodu robiło się jej cieplej na sercu mimo to że na odwrocie był charakter pisma i rodzaj języka którego nie znała.Zimą matka Iwony brała kilka listów i rozpalała nimi w piecach.To wygodne rozwiązanie zawsze suche zawsze pod ręką i raczej nigdy ich nie brakowało.Kiedy Iwona miała dziesięc lat wymieniała się znaczkami tych nieczytanych listów z Kwadratami.Najczęściej na liście,wodę lub co wolała najbardziej klucze od zapomnianych pokoii domu.Nie pytała matki czy może wziąć list odkleić znaczek bo po prostu jej niewidziała gdy widziała to z daleka a jak była blisko to najczęściej darła się i krzyczała na nią.Moczyła koperty w wodzie a odklejone znaczki jeszcze mokre odkładała na puchaty ręcznik pilnując aby żaden znaczek przy wysychaniu nie rurkował się.Kwadraty wymieniały się na znaczki nawet które już miały.Po czasie zauwarzyła to Iwona morze dlatego że starała się brać odklejać jej zdaniem te najładniejsze i największe.Chwytały swoimi puchatymi narożnikami i zanosiły pod schody bawiąc się ich garbowanymi brzegami.Za to żeby się wymienić zawsze przynosiły coś innego wartościowego w swojej ocenie.Iwona zawsze wyszukiwała najgrubsze koperytakie gdzie wyczuwało się że jest czegoś w środku najwięcej i też na takich właśnie listach było najwięcej znaczków.Czasami otwierała i patrzyła co jest w środku.
Poradnia Wychowawczo - Zawodowa
Filia Terenowa
Nr.0/0717/4/85/86
Poradnia Wychowawczo - Zawodowa Filia Terenowa przesyła w załączeniu ''Informację o wyniku badania psychopedagogicznego''córki/wnuczki Iwony
Na podstawie przeprowadzonego badania psychologicznego stwierdzono:
1. Ogólna sprawność umysłowa prawidłowa: inteligencja niższa niż przeciętna.
Do najlepiej rozwiniętych funkcji należą:
- myślenie przyczynowo - skutkowe,
- proste rozumowanie arytmetyczne,
- zdolność myślenia syntetycznego /organizowania wzrokowego spostrzeganego materiału/.
Pewne niedobory ujawniły się w zakresie:
- pojemności,gotowości pamięci bezpośredniej,
- zdolności uczenia się w oparciu o pamięć percepcyjną.
Ponadto zauważało się bardzo wolne tempo pracy.
2. Następujący stan rozwoju analizatorów /funkcji pozaintelektualnych/niezbędnych do opanowania procesu czytania i pisania:
a/ spostrzeganie wzrokowe na poziomie 9 lat: istniejące opóznienie w funkcjonowaniu analizatora wzrokowego /bez stosowania odpowiednich ćwiczeń korekcyjnych/utrudnia szybkie opanowanie reguł ortograficznych,
b/ spostrzeganie słuchowe,
- minimalne opuznienie w zakresie analizy słuchowej stanowi przyczynę ubezdzwięcznienia,
c/ sprawność manualna: szybkość ruchów ręki na poziomie 9 lat,płynność i precyzja na przeciętnym poziomie.
3. Rozwój mowy:
a/ prawidłowa artykulacja dzwięków mowy polskiej,
b/ dłuższe wypowiedzi poprawne pod względem gramatycznym,słownictwo bogate,wypowiedzi logiczne.
4. W toku prowadzonych obserwacji zauważano u badanej tendencje ucieczkowe w sytuacjach trudnych.
Zalecenia:
1. W związku z wolnym tempem pracy należy:
- indywidualizować proces nauczania poprzez zastosowanie programu minimum,stosowanie poglądowych metod nauczania,częste powtarzania trudniejszych partii materiału /aby nie dopuścić do powstania luk w wiadomościach,
- przydzielać większą ilość czasu na przygotowanie odpowiedzi,
- ograniczać liczbę zadań czy pytań przy sprawdzianach.
2. W toku zajęć wyrównawczych oraz w domu należy:
a/ doskonalić percepcję wzrokową ,
b/ stosować ćwiczenia ułatwiające opanowania reguł ortograficznych,
c/ doskonalić sprawność manualną.
3. W procesie wychowawczym należy uwzględnić te oddziaływania,które zwiększają odporność w sytuacjach trudnych:
a/ nawiązania indywidualnego,serdecznego kontaktu wychowawców z dzieckiem,
b/ kontrolna,korekta wytworów,egzekwowanie wiadomości winny się odbywać w atmosferze spokoju i życzliwości,
c/ zachęcanie do odważnego wypowiadania się w obecności zespołu klasowego,
d/ podkreślanie wartościowych cech i umiejętności zwłaszcza w grupie,
e/ mobilizowania do pokonywania trudności,wdrażanie do finalizowania każdej podjętej czynności.
Otrzymują :
1. ustawowy przedstawiciel dziecka
2. SP
3. a/a
Informacja o wyniku badania pedagogicznego
Na podstawie przeprowadzonego badania pedagogicznego stwierdzono następujący stan wiadomości i umiejętności szkolnych:
1. Tempo czytania - 1,5 roczne opóznienie w stosunku do wymaganego poziomu,
- technika czytania całościowego nieutrwalona głoskowanie dłuższych wyrazów,
- słaby poziom formułowania samodzielnych wypowiedzi na tematy treści tekstu,ilustracji,
- pisanie z pamięci - opuszcza litery lub elementy liter,
- pisania ze słuchu - błędy ortograficzne,opuszczanie elementów liter,
- nie opanowane podstawowe wiadomości z gramatyki /części mowy,ich odmiana,części zdania,rodzaje zdań,znaki przystankowe/.
2. Ogólem ponad roczne opóznienie w stosunku do wymaganego poziomu:
- nieutrwalone dodawanie pamięciowe w zakresie 1000,oraz tabele mnożenia w zakresie 2,3 i 4 ćwiartki - opanowane dodawanie,odejmowanie i mnożenie sposobem pisemnym na łatwych przykładach,nie opanowana technika dzielenia pisemnego,
- trudności w formułowaniu rozwiązania zadań tekstowych,
- bardzo słabe wiadomości z zakresu gramatyki.
Zalecenia:
1. Ponieważ uczennica nie rokuje opanowania materiału nauczania wskazane jest realizowanie indywidualnych zajęć wyrównawczych w celu wyuczenia i utrwalenia w/w haseł programowych / w stałym kontakcie z opieką domową /.
2. Indywidualizowanie prac domowych.
Do wiadomości:
1. Ustawowy przedstawiciel dziecka
2. SP
3. a/a
Wycinając litery z kolorowych czasopism matki a gdy była sama lub nocami ogladajac napisy w filmach.Wyłączała dzwięk żeby nie przeszkadzał i tylko opserwujac sceny na ekranie starała się dopasować słowa i litery do wypowiedzi aktorów.I tak można było poznać że nie śpi mimo cichego oglądania filmu.W całym pokoju części korytarza i schodach migotało sztuczne niż jakie kolwiek inne światło.Od nierówności ścian cienie żuczły się ku podłodze przechodziły na meble cały wystrój pokoju,nie jej lecz przejściowy.Migotliwe i ciepłe światło dotykało pleców Iwony muskajac każdą nierówność czy odcisku oparcia fotela czy drzwi.Jedynie nagły brak pradu mugł spowodować jej wybudzenia z chwili tak niecodziennej.A i tak z pewnością zauwarzyła by to po czasie.Co to jest że jak człowiek leży to zdaje mu sie że jest wypoczęty a gdy wstanie na proste nogi odrazu czuje się śpiący i niewypoczety.Najlepsze były noce też dlatego że było cicho ale przede wszystkim po całym słonecznym dniu nagrzewaniu się korytarzy i przejść w domu można było znaleść miejsca rozświetlane małymi iskierkami widzianymi w nocy najlepiej.Czasami nagromadzenie ich było tak wielkie że Iwona nie nadążała ich zjadać i część zostawała do następnego,następnej nocy świecąc jeszcze bardziej po kolejnym ładnym dniu.Najlepiej zjadało się te małe świecące kuleczki w szczelinach miedzy cegłami i w zagięciach serwetek na stolikach.Nie można było pozwolić żeby jakaś grudka rozgniotła się lub upadła na podłorze czy na coś bo raz odbita gdy się jej nie złapało zostawiała białe kropki na wszystkim.Trzeba ją było szybko zjeść połknąć.Nie wiem czy oprucz Iwony ktokolwiek wiedział że takie coś występuje u nich po zachodzie słońca sama też raczej nie chwaliła się tym.Rościerając dość sporą ilość swietlistych kuleczek w dłoniach można było uzyskać coś jak by świecącą farbę po przyłożeniu której nie bolało kolano,ramię czy gardło.Natomiast bardzo skutecznie wymazywało muzykę z nagranych kaset.Najgorszy był zawsze remont to najgorsza rzecz jaka może być remont w domu.Już rok wcześniej matka zaczeła zbierać rużnego rodzaju guziki do remontu niekturych pokoii domu tych najbardziej uczęszczanych przez gośći.Razem z Izą zbierały stare ubrania z wszystkich szaf w jednym pomieszczeniu i po jakimś czasie zaczeły odprówać bardziej wycinać guziki z kawałkami materiału sukienek czy koszul żadziej spudnic.Z materiałem dlatego że lepiej trzymał farbę do malowania sufitu.Wszystkie guziki tak przygotowane do malowania odstawiały w jedno miejsce i zabrawszy się za zeskrobywanie starej farby z sufitu już nie odzywały się do śiebie.Wyglądało to na coś w rodzaju hipnozy zapadnięcia się myśli i tylko jeden cel odnowić,odmalować sófit.Iwona nigdy nie rozumaiła po co tak bardzo starannie,przesadnie odnawiać pięknie zdobione sófity ulubionych pokoii domu skoro same w sobie stawały się piękne z biegiem lat.Każde zadrapanie każda plama to niejako historia cudownych chwil spędzonych w tym domu po co niszczyć to wszystko jakimś głupim remontem.Ogrom zdobień jakie wręcz wypływały z połaci sklepienia na początku przyprawiał Iwonę o lęki złość o to że nie może dotknąc tych wszystkich wspaniałośći tylko patrzeć czasami bez zrozumienia poszczególnych wzorów czy kłębiących się zawijasów nagle urywających się przy oknach jak by bały się wyjrzeć.Po zdrapaniu wszystkiej luznej farby zaczeły wylewać z kolorowych puszek wprost na dywany te swoje ulubione kolory.Im bardziej stary dywan tym lepszy.Zmieniał się z szażałego na kolorowy przez wymieszanie farb.Kiedy wszystkie jakie chciały farby i kolory były rozlane Iza wchodziła w grzęskie kolorowe kauże gołymi stopami czekając chwile aż stopy napiją farby.Ściany i sufit aż prosiły się żeby je pomalować przynajmniej one tak uwarzały.Chęć biegania po nich z kolorowymi stopami była niepdparta.Kiedy farba gęstniała Iza z matką plóły na nogi żeby rozrzedzić zmieniając przy tym lekko i za każdym razem barwę.Zapach farby roznosił i owijał cały foliowy taraz od deszczu gdzie ciękimi struszkami zabierał kolory i wpijając w siebie ciekł po fasadach pokoju tworząc kolorowe gałązki przypominające spieszchnięte,spękane usta.Po całodziennym bieganiu po ścianach i kopaniu sufitu pokoju był wymalowany.Iwona siedziała na schodach z kolanami pod brodą i bawiąc się palcami u stup patrzyła na dzieło swojej matki i siostry.Obydwie spocone i zdyszane stały plecami do siebie rozglądając się po tarasie nasłuchując skapującej świeżej farby zewsząt.Nie było to jakieś wyjątkowe dzieło w ocenie Iwony ale jeśli tylko chciały odnowić to osiągneły swój cel.Nic nie mówiąc zeskoczyła z poręczy schodów na tarasie zapatrzona w podłogę lekko podskakując biegła w kierunku głównych schodów poszukać miejsca do spania.Mogła by znaleść coś na dole ale zapach farby przypominał jej zapach cukierków przez co robiła się głodna.Odziwo mimo ciepłej nocy w cale tak bardzo nie było czuć nowością tylko odgłosy zmywającej z siebie farbę siostry doprowadzały ją do szału,jak i ciekawiły.Obiecała sobie tyle razy nie będzie podglądać siostry jak się kąpie ani matki.Ciekawość narastała tylko że zawsze wybierały puzną godzine na kąpanie a nie miała ochoty iść puzno przez tory do łazięki.Zmęczenie brało górę wystarczyło tylko porzeć głowę o co kolwiek i już jej nie było,spała.Ciepły wiatr powiewał jej włosami jak by się bawił wysoką trawą na łące.Najlepiej jest spać.W śnie wszystko jest proste i możliwe.Tylko szkoda.Gdy Iwona śpi świat nie widzi jej oczu.Przy większym podmuchu wiatru włosy unosiły się tworząc coś na kształt kszaku porzeczek lub agrestu.W światłach przejeżdzających pociągów wyglądały naprawdę realnie,gdyby to był dzień zleciały by się ptaki w poszukiwaniu owoców.A jeszcze zainteresowały by się jej oczami dobrze że spała.Śruby którymi przymocowane były szyny przypominały malutkie kwiaty z kolorowymi płatkami.W rozgrzanym słońcu tory pachniały smażonym frytkowym olejem którego temperaturę można było regulować otwierając lub zamykając drzwi do pokoju.Gdy chciała się wybudzić lub trwać jeszcze w stanie senności takiej która przyjemnie ogrzewała ciało Iwona dotykała końcówka języka co piękniejsze płatki kwiatów trzymających szyny do pachnących ciepłych drewnianych podkładów.Coraz silniej świecące słońce otulało jej plecy grzejąc przyjemnie.Każdy drobny niepozorny włosek na jej ciele żucał delikatny cień w zbierającej gęstwinie kwiatów która narastała wraz z zbliżającym się pociągiem rozworzącym obiad.To był priorytet który załatwiła jej matka wyjeżdzając niejako na swoją zgóbę bo im pyszniejsze były posiłki tym Iwona mniej za nią tęskniła.Poprostu jeszcze raz kojażyła jej się z krzykiem i brakiem zrozumienia na to co widziała w domu.Przeciesz od lat jej też.Najłatwiej było jak pociąg jechał bardzo szybko i nagle zaczynał chamować a rozgrzane wtedy koła wagonów nie pozwalały wystygnac jedzeniu.Nawet wtedy gdy szamocząc się Iwona otwierała kolejne drzwi przwdziału szukając ulubionego dania.Pomiędzy dwiema szybami okna przedziału zawsze była jakaś kolorowa galaretka a przebijające przez nią słońce nadawało niezwykłego koloru wnętrzu.Lubiła najbardziej agreatowo - truskawkową i wiśniowo cytrynową.Wchodząc do wagonu przy takim świetle jej skóra na ciele wyglądała najpiękniej a żęby przy uśmiechu zdawały się popsute co rozbawiało ją do łez.Na przykuchenno łakowych torach i zgromadzonych licznych kwadratów tych nawet bez ważnego biletu bo przeciesz one nie jadły razem z nią.Moment w którym zrywał się wiatr i docierał do drzwi kuchennych przedziału Iwony nie byl przez nią oczekiwany przynajmniej nie teraz choć niusł jeszcze wspanialsze zapachy potraw które kiedyś jadła a sama nie umiała robić.I ten sam wiatr który cieszył ją bardziej z racii tego iż szybciej schły na niej sukienki mokre od soków owocowych.Na których się turlała robiąc na złość matce ...cdn